Od 1 grudnia 2024 r. polskie prawo wywraca do góry nogami rynek domowych paliw stałych. Znikną marketingowe nazwy węgli sugerujące ekologiczność – takie jak popularny „ekogroszek”. Zastąpią je jednolite określenia w stylu „węgiel groszek”, „węgiel miał”, „węgiel kostka” czy „węgiel orzech”. Równocześnie zacznie obowiązywać nowy zestaw zaostrzonych norm jakościowych dla węgla używanego do ogrzewania domów. Rząd stopniowo wymusi obniżenie zawartości popiołu w drobnym węglu opałowym – z 12% na początku 2025 r. do zaledwie 7% w 2031 r. Celem zmian jest poprawa jakości powietrza i walka z tzw. greenwashingiem, czyli ekologicznym „pudrowaniem” wizerunku wysokoemisyjnego paliwa. Zarówno urzędnicy, jak i aktywiści podkreślają, że węgiel nie stanie się przyjazny środowisku dzięki samej nazwie. Nowe przepisy mają ułatwić konsumentom świadomy wybór opału i wyeliminować z rynku najgorszej jakości surowiec. Branża węglowa i konsumenci stoją jednak przed wyzwaniem – dostosowania się do wymogów, które mogą oznaczać wyższe koszty i konieczność poprawy jakości oferowanego węgla.
Pożegnanie z „eko-groszkiem”: ujednolicone nazwy paliw stałych
Jeszcze do niedawna na składach opału królowały chwytliwe nazwy sugerujące ekologiczność, np. ekogroszek, ekomiał czy ekogroszek ultra. Od 1 grudnia 2024 r. takie określenia przechodzą do historii. Nowelizacja przepisów wprowadza obowiązek stosowania jednolitego nazewnictwa paliw stałych, pozbawionego przedrostka „eko”. I tak, drobny węgiel o granulacji do pieców retortowych ma być sprzedawany po prostu jako „węgiel groszek”, miał węglowy jako „węgiel miał”, duże bryły węgla jako „węgiel kostka”, a średnie kawałki jako „węgiel orzech”. Analogiczne standardy nazewnicze dotyczą też innych paliw stałych, jak brykiety czy pellet drzewny. Ministerstwo Klimatu i Środowiska argumentuje, że to konieczna zmiana – dotychczasowe nazwy z „eko” mogły wprowadzać w błąd co do wpływu tych paliw na środowisko, nadając węglowi nienależne „zielone” łatki. – Węgiel nawet w formie groszku pozostaje wysokoemisyjnym paliwem – sama nazwa nie uczyni go ekologiczniejszym – przypomina resort klimatu. Ujednolicenie terminologii ma też uporządkować rynek: wszyscy sprzedawcy będą używać tych samych nazw asortymentu, co ułatwi klientom porównanie ofert.
Zmiana nazewnictwa nie nastąpiła z dnia na dzień. Przepisy wprowadzające nowe definicje zostały ogłoszone z wyprzedzeniem, dając producentom i sprzedawcom czas na dostosowanie opakowań, materiałów reklamowych i certyfikatów do końca listopada 2024 r. Od 1 grudnia posługiwanie się starą nomenklaturą (typu „ekogroszek”) jest prawnie zabronione. – Skończy się wreszcie sprzedaż węgla pod pozorem bycia „eko” – cieszy się Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego, organizacji od lat walczącej o czyste powietrze. – To ważny krok w walce z greenwashingiem. Klient kupi teraz „węgiel groszek” świadomy, że to węgiel, a nie iluzoryczne „zielone” paliwo – dodaje działacz. Również część urzędników przyznaje, że dotychczasowe etykiety były mylące. – Nazewnictwo musi odzwierciedlać rzeczywistość. Węgiel to węgiel – paliwo kopalne, a nie produkt ekologiczny – mówi nam jeden z przedstawicieli Ministerstwa Klimatu.
Nowe normy jakości węgla: mniej popiołu, więcej energii
Porządki w nazwach to jednak dopiero początek. Równolegle wchodzą w życie nowe wymagania jakościowe dla węgla opałowego, które będą sukcesywnie zaostrzane w kolejnych latach. Największy nacisk położono na ograniczenie zawartości popiołu w drobnych sortymentach węgla, czyli we wspomnianym „węglu groszku” używanym powszechnie w domowych kotłach automatycznych. Popiół to nic innego jak niepalne resztki (minerały) pozostające po spaleniu paliwa – jego wysoka zawartość świadczy o niższej jakości węgla. Obecnie sprzedawany ekogroszek potrafił mieć nawet kilkanaście procent popiołu, co obniżało jego wartość opałową i zwiększało ilość odpadów w palenisku.
Harmonogram nowych norm przewiduje stopniowe obniżanie dopuszczalnej zawartości popiołu w węglu typu groszek w następujących krokach:
-
Od 1 stycznia 2025 r. – maksymalnie 12% popiołu w stanie suchym;
-
Od 1 lipca 2025 r. – maksymalnie 11%;
-
Od 1 lipca 2027 r. – maksymalnie 10%;
-
Od 1 lipca 2031 r. – maksymalnie 7%.
Docelowo, za niecałe 7 lat, węgiel groszek będzie musiał być dużo czystszy pod względem mineralnym niż dotychczas. Dla użytkowników oznacza to bardziej kaloryczny opał – im mniej popiołu, tym więcej palnego węgla w węglu. Przekłada się to na wyższą efektywność spalania oraz mniejszą ilość popiołu do wyniesienia z kotłowni. Co istotne dla jakości powietrza, zmniejszenie zawartości popiołu ograniczy też emisję drobnych pyłów. W praktyce węgiel będzie musiał być lepiej oczyszczony i przebrany już na etapie produkcji.
Reakcje branży: wyższe koszty, lepszy produkt
Zmiany witane są z zadowoleniem przez organizacje ekologiczne i wielu samorządowców walczących ze smogiem. Jednak w branży węglowej i wśród dystrybutorów opału pojawiają się obawy o koszty i dostępność surowca spełniającego nowe wymagania. Producenci węgla groszku będą musieli zainwestować w dodatkowe procesy uszlachetniania węgla, by obniżyć zawartość popiołu do narzuconych limitów. To zaś oznacza wyższe koszty produkcji, które prawdopodobnie przeniosą się na cenę końcową dla odbiorcy. Już teraz sygnalizują oni, że najbardziej kalorycznego węgla może chwilowo brakować, a jego ceny pójdą w górę.
Przedstawiciele składów opałowych obawiają się, że część klientów może mieć problem z wyższą ceną „nowego” węgla groszku, mimo że będzie on wydajniejszy. – Obawiamy się utraty mniej zamożnych klientów, których może nie być stać na droższy opał spełniający wyśrubowane normy – mówi nam właściciel składu w Małopolsce.
Mimo tych obaw, część firm węglowych deklaruje gotowość do dostosowania się. Najwięksi producenci zapewniają, że już od jakiegoś czasu inwestują w modernizację zakładów przeróbczych, aby oferować węgiel o niższej zawartości popiołu i wilgoci. – To wyzwanie, ale też szansa na podniesienie jakości naszego produktu – twierdzi jeden z menedżerów spółki węglowej. Jego zdaniem klienci ostatecznie odczują korzyść, bo „czystszy” węgiel oznacza mniej awarii kotła i czyszczenia paleniska.
Eksperci ds. energii i klimatu ostrożnie chwalą nowe regulacje. Z jednej strony wskazują, że lepsza jakość węgla i brak greenwashingu to pozytywny krok ku ograniczeniu smogu. Z drugiej strony przypominają, że docelowo Polska i tak musi odchodzić od węgla na rzecz czystszych źródeł ciepła. – Podnoszenie standardów dla węgla to działanie na tu i teraz – zmniejszy emisje pyłów, ale nie zmieni faktu, że spalanie węgla emituje CO₂ i inne zanieczyszczenia – zaznacza dr Tomasz Kowalski, analityk rynku energii. – Docelowo rozwiązaniem problemu smogu i emisji będzie przechodzenie na ogrzewanie bezemisyjne, np. pompy ciepła czy ciepło sieciowe z OZE – dodaje.